AirDuctors.net

 
Smaller Default Larger
 
Jak wygląda sytuacja na politycznej szachownicy u schyłku lata? Za sobą mamy lipcowe protesty i niespodziewane veto prezydenckie. Oba te spektakularne wydarzenia mają przełomowe znaczenie, mimo iż nie widać tego w preferencjach politycznych Polaków.
Polega ono na przełamaniu z dwu stron na raz,

czarno-białej narracji „my-oni”,

czyli sposobu przedstawiania rzeczywistość stanowiącego nieodłączny element budowania podstaw dobrej zmiany.
Z jednej strony cios tej koncepcji zadała nowa forma protestów i przekaz który płynął z wystąpień. Był on adresowany w dużo większym stopniu do ludzi mniej zdeklarowanych. Akcentował brak agresji i otwartość. Choć samo w sobie nie zmieniło to układu sił, to pozwoliło dostrzec szanse na rozwinięcie dyskursu w sposób przełamujący mozolnie budowane przez PiS podziały.
Drugi wyłom spowodował prezydent. Obóz dobrej zmiany od momentu veta przestał być już monolitem. Zwolennicy dobrej zmiany nie mają już takiej łatwości w podzieleniu świata na tych, których trzeba zwalczać i tych, którzy tego dzieła mają dokonać.
To oczywiście nie unieważnia zakorzenionego od lat w umysłach wielu Polaków uproszczonego obrazu rzeczywistości, gdzie jest miejsce tylko na dobrych i złych, czyli naszych i obcych. Natomiast został wykonany znaczący krok w kierunku powstrzymania eskalacji tego zjawiska. Co więcej, istnieją powody by przypuszczać, że nie było to ostatnie słowo obu zmieniających rzeczywistość czynników. Czy oznacza to

jesień populistycznej koncepcji

eksploatowanej przez PiS, czy też do PiS-u już niepodzielnie należeć będzie jesień i kolejne pory roku? Czas pokaże, ale są podstawy do optymizmu.
 
Częścią Kongresów Ruchów Miejskich są zazwyczaj spotkania z prezydentami miast wywodzącymi się z ruchów miejskich lub chętnie do nich się przyznawającymi. Ostatnio wyróżnikiem zaproszonych gości był, nie tyle ich związek z ruchami miejskimi, co propagowana przez Roberta Biedronia, progresywność.
Ciekawe jak te pełne samozadowolenia wystąpienia odbierali zgromadzeni na sali aktywiści? Pewnie różnie, w zależności od tego jakie organizacje reprezentują
Bo ruchy miejskie są różne. Jedne skupiają się na reprezentowaniu różnych potrzeb mieszkańców, nieraz wycinkowych, a nieraz ogólnych. Są też takie, które wyspecjalizowały się w jakiejś problematyce i osiągnęły status ekspercki.
Ci ostatni pewnie słuchając progresywnych prezydentów zastanawiali się nad ich zapotrzebowaniem na ekspertyzy. Wąsko wyspecjalizowani działacze wychwytywali informacje o swojej tematyce i krytycznie patrzyli, gdy było tego niedostatecznie dużo.
A jak reagowali, ci którzy starają się reprezentować całe spectrum potrzeb mieszkańców? Jedna z opinii, jaką dało się słyszeć, mówiła o

pomieszaniu porządków.

To nie my powinniśmy słuchać jak prezydenci starają się by uszczęśliwić mieszkańców partycypacją i innymi cudami, a oni powinni dowiadywać się od nas czego chcą mieszkańcy.
Na szczęście, to tylko jedna sesja, ale za jej organizacją kryje się niebezpieczeństwo niedoceniania kluczowej roli jaką mają do odegrania ruchy miejskie. Otóż ich siła nie polega na doradzaniu samorządom ani realizowaniu na ich zlecenie nawet najważniejszych zadań.
Wyjątkowa pozycja tych ruchów polega na ich oddolności. Na tym że są bliżej ludzi i nie tylko lepiej wyczuwają ich potrzeby, ale także artykułują ich żądania.
To dlatego partie polityczne na wyścigi chcą zagospodarowywać ruchy miejskie i ich działaczy, bo wyspecjalizowawszy się w politycznych szachach i parlamentarnej grze, jak tlenu potrzebują czegoś co zwiąże ich mocniej z obywatelami.
Budując federacyjną strukturę postarajmy się nie poprzestać na roli eksperta i lobbysty, lecz dbać to, co decyduje o naszej sile. Bez organizacji, które liczą się w swoich środowiskach miejskich, kształtują opinię i wywierają wpływ, pozostanie nam za dwa lata zorganizować Kongres Ekspertów Miejskich, a wówczas

nawet najbardziej progresywni prezydenci nie będą nami zainteresowani.

 
Ruchy miejskie w wyborach samorządowych 2014 nie odniosły oszałamiającego sukcesu.
Spójrzmy na przykład podwarszawskich Łomianek. Ruch miejski Dialog, który zorganizował się niedługo przed wyborami zdobył ok. 10% głosów. To zbyt mało by narzucić cokolwiek nowej władzy.
Listy kandydatów Dialogu wyglądały jednak całkiem inaczej niż pozostałych komitetów. W tamtych prym wodziły znane starym mieszkańcom postacie: emerytowany mechanik samochodowy, kwiaciarka, właściciel budki na bazarze. Gdy tymczasem kandydaci najmłodszego ugrupowania legitymowali się wyższym wykształceniem, w kilku przypadkach popartym zagranicznymi studiami lub doktoratami. Nie należeli do zwalczających się klanów ani grup interesów. Byli po prostu inni i czego innego chcieli. Jeden z mieszkańców wyraził precyzyjnie zdziwienie wielu swoich sąsiadów mówiąc:

„to ludzie z kosmosu”.

Ta inwazja z innej planety, poza początkowym brakiem zrozumienia, pozostawiła jednak coś w głowach mieszkańców. Zasiała wątpliwości, które wracają zawsze gdy w mieście dzieje się coś nie tak. Być może niektórzy ciągle szukają alternatywy w innej z dotychczasowych koterii, ale wielu zauważyło, że jest możliwość wyjścia poza zaklęty krąg lokalnych pseudo-elit.
Im bardziej jesteśmy „z kosmosu”, tym bardziej stanowimy

wyrazistą alternatywę.

Co ważne, nie zamkniętą w „kręgu wyznawców”, nie pielęgnującą swoją niezwykłość, ale wchodzącą w każdą lokalną sytuację nadzwyczajną, stającą po stronie mieszkańców, bezbronnych w starciu z urzędem.
To nie może pozostać bez wpływu an reguły gry. Każdy, kto będzie chciał zawalczyć w przyszłości o władzę, będzie musiał brać pod uwagę, że nie wystarczy zaproponować silniejszą od innych bandę. Że od potencjalnych wyborców odgradza ich jakaś grupka, która ma coś, czego nikt inny dotychczas nie zaproponował.

Być może nie wygramy kolejnych wyborów,

ale już widać, że ci którzy zwyciężą będą musieli być inni, niż dotychczas, bo zmieniły się reguł gry. Przesunięciu uległo całe spektrum przestrzeni, w której wyborcy oceniają kandydatów.
 
To pytanie zadają wszyscy, którzy wysłuchują opowieści, jak to metody które teraz stosuje się do zarządzania Polską, na kilka lat wcześniej zaczęto stosować w Łomiankach.
Najbardziej syntetyczna odpowiedź brzmi:

z tego samego powodu, dla którego ponownie wybory wygrywa Łukaszenka, Orban, Putin i kilku innych.

To oczywiście tylko analogia a nie diagnoza. Spróbujmy w interesie naszej przyszłości pochylić się nad wyjaśnieniem.
W poprzedniej kadencji władza, wbrew powyższym analogiom, nie była monolitem. Część władzy spoczywała w rękach antyburmistrzowskiej większości Rady Miejskiej. Powiedzmy szczerze, nie było tej władzy dużo. Burmistrz dysponował całą egzekutywą, a w tej liczbie narzędziami propagandy, Rada zaś jedynie słabo egzekwowalnymi uchwałami.
Dało to ekipie burmistrzowskiej możliwości do wykorzystania

całego populistycznego instrumentarium.

Był więc pozornie mocy, ale praktyczne bezsilny przeciwnik, były narzędzia propagandy, możliwości zastraszania niepokornych i kupowania sobie innych.
W wyniku sączenia do głów mieszkańców przez cztery lata nienawistnego przekazu o przeciwnikach politycznych, w świadomości dużej części mieszkańców ukształtowany został obraz, w którym to

chcący dobrze dla wszystkich burmistrz zderza się z destrukcją organizowaną przez opozycję.

Czy ówczesna opozycja wykorzystała wszystkie możliwości, by zbudować inną narrację i ukształtować swój pozytywny wizerunek? Można mieć co do tego wątpliwości. Faktem jest, że propagandowy przekaz burmistrza znalazł wielu odbiorców.
Propozycje, które pojawiły się w kampanii wyborczej nie były w stanie już wiele zmienić. Definicja sytuacji była ukształtowana. Komitety mogły tylko lekko przesuwać granice podziałów w jedną lub drugą stronę.
 

Wybory były przegrane na długo przed rozpoczęciem kampanii.

Morał: dla wyniku wyborów, dużo ważniejszy jest obraz alternatywy, który budujemy mozolnie przez lata, niż fajerwerki kampanii wyborczej.
Tytuł "Laboratorium Łomianki" wypożyczony od Macieja Krogulca. Już za chwilę wznowi swój cykl komentarzy pod tym tytułem. Zachęcam do lektury.

Ruch miejski to coś więcej niż organizacja pozarządowa. Nasz dekalog – 15 Tez Miejskich wyraźnie pokazuje, że chodzi o takie stowarzyszenia i fundacje, które chcą zmieniać świat wokół siebie. Narzędzia jakie stoją do dyspozycji tych niespokojnych duchów wydają się śmiesznie skromne, bo cóż takie NGO może? Samo rzeczywiście niewiele. Ale gdy wokół organizacji jest prawdziwe poruszenie mieszkańców, prawdziwy ruch, to rzecz wygląda zgoła inaczej. I właśnie różnica między organizacją zawieszoną w próżni, a ruchem silnym aktywnością mieszkańców jest wyzwaniem, przed którym stoimy. Nie mamy wszak, innych atutów, ani władzy, ani pieniędzy, ani wiedzy większej niż profesjonaliści. Mamy tylko lepszy niż inni kontakt z mieszkańcami.

Aktywność mieszkańców to alfa i omega skuteczności ruchów miejskich.

Jak to robimy? Każdy na swój sposób. Skoro jesteśmy rzecznikami zmiany, to w naturalny sposób jesteśmy krytyczni wobec władzy. Jedni są z lokalnym samorządem w otwartej wojnie, inni uprawiają cichą kohabitację, jeszcze inni współpracują, by od środka zmieniać postępowanie władz.

Jakie mamy strategie? Dla jednych narzędziem są akcje protestacyjne, manifestacje i happeningi, inni  zabiegają o granty, by móc finansować pożyteczne działania, a jeszcze inni startują w wyborach by zdobyć władzę i w ten sposób kształtować rzeczywistość.

Jakiego sposobu działania byśmy nie przyjęli, kluczem pozostaje poparcie świadomych mieszkańców.

Dlaczego świadomych? No właśnie. Partiom politycznym wystarczy poparcie bez aktywności, wystarczy by człowiek wrzucił kartkę do urny. My musimy mieć coś więcej. Nasze poparcie powstaje w działaniu, w interakcji z mieszkańcami. Nie ma zmiłuj. Albo wyciągniemy ich z domów, sprowokujemy do działania, albo pozostanie po nas tylko gadanina.

Bez aktywności mieszkańców – nie ma ruchu miejskiego – jest tylko ruch pozorny

Jest taka cecha, której się nie docenia, a która ma w przypadku funkcji burmistrza kapitalne znaczenie. Oto przepisy dają burmistrzowi władzę niemal nieograniczoną i człowiek, któremu tę rolę powierzymy  musi umieć z niej korzystać w sposób optymalny dla całej społeczności. Cały sekret tkwi w tym, jaki to sposób?

 Jako mieszkańcy mamy tendencję do preferowania silnych osobowości, ludzi, którzy starają się zagarnąć jak najwięcej władzy. I to jest pułapka. Burmistrz wyposażony jest w tak duże uprawnienia, że dążenie do poszerzania władzy prowadzi do rozwiązań zgoła niepożądanych, do samowoli i manipulowania otoczeniem.

Idealny kandydat na burmistrza to człowiek, który siłę czerpie z dzielenia się władzą. Dzielenia zarówno z innymi gremiami jak Rada Miejska, zespoły doradcze i konsultacyjne ale przede wszystkim z mieszkańcami. Jako deklaracja brzmi to banalnie. Każdy kandydat obiecuje „oddanie władzy mieszkańcom”, ale nie każdy ma predyspozycje by tak układać relacje z otoczeniem i podwładnymi. Do tego trzeba trochę doświadczenia życiowego, pokory wobec swoich ograniczeń i odwagi by proces dzielenia się władzą uczynić przejrzystym i otwartym. Bo przecież nie mówimy tu o bezwolnej marionetce poruszanej sznurkami z tylnego siedzenia, lecz o realizowanym z dużą determinacją i konsekwencją procesie decyzyjnym rozpisanym na role, w którym uczestniczy wiele podmiotów.

Taki burmistrz buduje swoją pozycję nie kosztem wszystkich innych lecz dzięki innym. Jeśli robi to umiejętnie, nic na tym nie traci, a w gminie rośnie społeczność obywatelska, pojawia się poczucie sprawstwa i odpowiedzialność za swoją małą ojczyznę. Decyzje zaś są lepiej przemyślane i sprawdzone.

Jeśli już więcej nie chcemy się wstydzić, za to jak zarządzane są Łomianki, to pora pomyśleć o kandydacie, który będzie budował społeczeństwo obywatelskie Łomianek a nie imperium swoich wpływów i interesów.

O mnie

Ukończyłem na Uniwersytecie Warszawskim socjologię w specjalności socjologii organizacji.

Pierwszym moim miejscem pracy był Instytut Organizacji i Kierowania.

Po jego rozwiązaniu przez pięć lat wykładałem socjologię organizacji na Politechnice Warszawskiej.

Następnie odbyłem dwuletnie studia podyplomowe i roczną praktykę badawczą w wiedeńskim Institut für Höhere Studien w zakresie socjologii organizacji i metod matematycznych.

Po powrocie do kraju pracowałem w Instytucie Kultury i Instytucie Studiów Politycznych.

Następnie, po wygranym konkursie, objąłem stanowisko dyrektora Biura Reklamy TVP. Wówczas była to wyodrębniona jednostka organizacyjna posiadająca własny budżet i służby funkcjonalne. W ciągu sześciu lat kierowania nią, z prostego biura posiadającego kilka małych komputerów, przekształcona została w jedno z przodujących w Europie biur sprzedaży. Posiadała system komputerowy oparty na najnowszych osiągnięciach zagranicznych. Wdrożono zarządzanie przez cele i zarządzanie procesami, autorski system ocen pracowniczych oraz innowacyjne metody sprzedaży. Biuro zatrudniało 70 osób a obroty wynosiły pół miliarda złotych rocznie.

W tym czasie uczestniczyłem w pracach międzynarodowej organizacji European Group of Television Advertising z siedzibą w Brukseli, by w końcowym okresie stać się członkiem jej zarządu.

Następnie zostałem zaangażowany przez jeden z największych koncernów medialnych WPP z zadaniem zorganizowania i poprowadzenia polskiego oddziału agencji reklamowej Mindshare.

Kolejnym wyzwaniem była prezesura Międzynarodowego Stowarzyszenia Reklamy w Polsce. W owym czasie była to najważniejsza organizacja reprezentująca interesy mediów, agencji reklamowych i reklamodawców. Rola Stowarzyszenia polegała na utrzymywaniu kontaktu z przedstawicielami rządu i parlamentu oraz komentowanie w mediach zagadnień związanych z reklamą.

Równolegle utworzyłem własną firmę Instytut Mediów zajmującą się audytem mediowym i doradztwem. Prowadzę ją do dzisiejszego dnia współpracując z liderami tej branży z Wielkiej Brytanii i Niemiec.

Poza działalnością ściśle zawodową, angażowałem się w aktywność społeczną. Byłem przewodniczącym Solidarności w swoim instytucie w roku 1981. Nigdy nie należałem do żadnej partii.

Odbyłem szkolenie wojskowe ukończone w stopniu podporucznika rezerwy.

Jestem harcmistrzem ZHP i przodownikiem turystyki pieszej PTTK.

Żona jest absolwentką Akademii Teologii Katolickiej a syn pracuje w Orange Labs jako główny specjalista.

Strona korzysta z plików cookies zgodnie z polityką prywatności.

Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookies w Twojej przeglądarce. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Pliki cookies (ciasteczka) to dane informatyczne - pliki tekstowe, przechowywane w urządzeniu użytkownika. Używane są w celu dostosowania wyglądu strony internetowej do preferencji użytkownika oraz optymalizacji korzystania ze stron internetowych. Używane są również w celu tworzenia anonimowych statystyk, które pomagają zrozumieć w jaki sposób użytkownik korzysta ze stron internetowych. Statystyki te umożliwiają polepszanie struktury i zawartości stron www.


  Na naszej stronie stosowane są dwa rodzaje plików cookies - sesyjne oraz stałe. Sesyjne są plikami tymczasowymi, które pozostają w urządzeniu użytkownika, aż do wyłączenia oprogramowania (przeglądarki internetowej). Stałe pliki pozostają w urządzeniu użytkownika przez czas określony w parametrach pliku albo do momentu ich ręcznego usunięcia przez użytkownika.


  Standardowo oprogramowanie służące do przeglądania stron internetowych domyślnie dopuszcza umieszczanie plików cookies w urządzeniu użytkownika. Możesz zablokować w swojej przeglądarce mozliwość zapisu cookies. Jednak wybór tej opcji automatycznie zablokuje Ci możliwość korzystania z szeregu funkcji na naszej stronie. Nie możemy także zagwarantować, że oferowane na naszej stronie usługi będą działać w zaplanowany sposób i zgodnie z ich przeznaczeniem.


  Więcej informacji na temat blokowania plików typu cookies w Twojej przeglądarce znajdziesz w zakładce "pomoc" przeglądarki.